Wypaliłem się projektami po godzinach – spowiedź

Niedziela wieczór, a ja sprawdzam maile.. Nigdy nie byłem ekspertem jeśli chodzi o inbox zero, zawsze do tego dążyłem, ale utrzymanie takiego rygoru jest dla mnie trudne. Nie mniej zawsze cieszy widok, kiedy uda się oczyścić swoją skrzynkę do zera. Taki powiew świeżości, świeży start, greenfield. Tylko od jakiegoś czasu zauważam u siebie, że coraz mniej mnie to cieszy. A to dopiero czubek góry lodowej.

tl;dr – ten wpis jest dosyć gorzki i dosyć dla mnie ważny. Opowiada o rozwoju, pracy po godzinach i braku sukcesów z tej dodatkowej pracy, o zmęczeniu, odpoczynku, autosabotażu i nie kończy się happy endem. Kończy się zwycięstwem świata nad chcącą opanować go jednostką. Ale jest dobrze. Więc może jednak happy end?

Kiedyś byłem (subiektywnie) bardzo aktywny. Przebranżowiłem się, już ponad 5 lat temu, zanim jednak do tego doszło miałem w głowie wielką psychiczną blokadę przed rozpoczęciem pracy jako programista. Mogło by się wydawać, ot – co to takiego – praca jak praca. Ale dla mnie – chłopaka z wioski który do najbliższego sąsiada miał kilometr i to idąc „na szagę”, wychowanego tak, że potrzebowałem lat aby część tych rzeczy zweryfikować i odrzucić, od dziecka słyszącego, że najważniejsze to „stała praca i to najlepiej jako urzędnik, bo tych się nigdy nie zwalnia” nie szczególnie wierzącego w siebie i swoje umiejętności – to było trudne. Wspominałem nawet o tym w którymś #30devstories, ale głównie dlatego, że wiedziałem, że to i tak wkrótce zniknie 🙂 Tak, czy siak, to było dawno, wtedy uparłem się, że zostanę tym programistą i zostałem. Krótko to starcie mojej zawodowej kariery zaczęły się projekty po godzinach (właściwie to one się zaczęły już nawet przed startem żeby mieć co wpisać do portfolio). Większość kończyła się fiaskiem (albo dowoziłem je do końca a potem nie zdobywały popularności, albo porzucałem w trakcie prac) część jakimś tam sukcesem (np apka na androida mająca kilkaset tysięcy klientów – którą porzuciłem, bo mi się znudziła, albo kursy na Udemy z których zrezygnowałem ostatnio). Ale projekty po godzinach cały czas mi towarzyszyły, od praktycznie 10 lat (moment w którym postanowiłem, że zostanę programistą, do teraz).

Teraz jest dobrze

Pracuję zawodowo jako programista, zarabiam tyle ile powinienem według serwisu wykop, mam na sobie jakieś kredyty, ale generalnie absolutnie nie narzekam, moja poduszka finansowa nie jest gigantyczna, ale jakieś możliwości ciągle mam. Jest po prostu dobrze – normalnie. Nie mniej kilka lat temu, byłem absolutnie pewien, że praca dla „głównego klienta” i jakieś „grosze na boku” to tak tymczasowo, bo na pewno w końcu któryś projekt się poniesie i zostanę „prawdziwym szefem” mającym własny produkt, czy komplet usług. Lata lecą, zasuwam po godzinach, kolejne projekty w todoist, kolejne taski, nic jednak się „spektakularnego” nie dzieje. Dzisiaj jest niedziela, a ja odłożyłem skończenie ebooka o zarabianiu na Udemy na kolejny tydzień.. Nie mam już siły. Wypaliłem się tym..

A zawodowo?

Dla mojego klienta zajmuję się razem z kilkuosobowym zespołem aplikacją legacy. Więc mój rozwój zawodowy odbywa się raczej w kierunku technologii już stęchłych, których jeszcze się używa, bo nie opłaca się przepisywać. Cóż, zdaję sobie sprawę, że jeśli kiedyś będę chciał skończyć tą współpracę, to będę musiał szukać projektu raczej podobnego, albo zgodzić się na słabsze warunki w innych technologiach. Dla jasności – nie wypaliłem się zawodowo – dobrze mi się programuje i rozwiązuje problemy, lubię swój team i tą firmę – jest naprawdę fajnie, ale przez kilka godzin dziennie. Staram się trzymać godzinowo tak jak bym był na etacie, zazwyczaj z mniejszym skutkiem niż większym, ale jak mówiłem – zupełnie na to nie narzekam. Jest po prostu dobrze, ale dobrze tylko przez ten określony czas w którym pracuję, po pracy nie mam już zupełnie ochoty patrzeć na rzeczy związane z programowanie.

Nauczyłem się znowu relaksować, aż za dobrze

Jakiś rok temu wróciłem znowu do gier komputerowych, przeszedłem kilka tytułów, byłem early adapterem usługi GeForceNow, nadążam za nowinkami, ostatnio kupiłem switcha (#pdk SW-3214-7651-2528 – można mnie dodawać). Więcej bawię się z córką, oglądamy razem bajki, rozmawiamy, więcej czasu spędzam z żoną, czytam książki nie biznesowo/programistyczne, ale dla przyjemności. Gram w planszówki (Brzdęk – w Kosmosie, na ten moment dla mnie numer 1 i top topów) Oglądam seriale na Netflixie (12 sezonów chłopaków z baraków? – zajebiście – wchodzę!). Jest dobrze.

A co z tymi projektami po godzinach?

Nie wiem. Kiedyś miałem wyrzuty sumienia kiedy się relaksowałem – teraz myślę raczej o tym, że pracowałem już dzisiaj, utrzymuję rodzinę i – mam ochotę po prostu odpocząć. A projekty po godzinach to się najwyżej odłoży w kalendarzu, bo czemu nie, przecież do tej pory spekatakularnego sukcesu nie przyniosły, więc jaką mam pewność, że teraz przyniosą? Może po prostu znowu się zawiodę? Po co, skoro jest dobrze. W tym miejscu chciałem też serdecznie pozdrowić Gallupa według którego Achiever, Learner, Discipline i Focus to moje podium. Jak widać – Osiągacz za dużo nie osiągnął, uczeń nie ma ochoty się uczyć, dyscyplina poszła na spacer i koncentracja też jak by siadła.

Podsumowanie

Cieszę się, że napisałem ten wpis. Pomimo tego, że zajęło mi to godzine, więc pewnie tyle w ile ogarnął bym te maile. Lepiej mi, że wyciągnąłem to w końcu z głowy i usystematyzowałem. Mam również nadzieję, że te moje przemyślenia pomogą również Tobie czytelniku. Bo wiesz – mój biznesowy mózg myśli – Ty napiszesz, że spoko, że też to czujesz i nie jestem sam, ja napiszę super, to ja będę eksplorował ten temat i spróbuję wyjść z tego stanu „marazmu”, tylko dołącz do mailingu. A za jakiś czas sprzedam Ci kurs o wychodzeniu z marazmu. Tymczasem doświadczony mózg myśli – jak zwykle dowieziesz i się uda, jak każdy poprzedni pet project ten na bank wypali i się nie znudzi.. Bo bardzo chcę wrócić do projektów po godzinach, dodatkowej nauki i rozwoju. Ale w tym momencie, bardzo tego nie chcę. Wilki dwa.