Ostatnio sporo się u mnie pozmieniało w kontekście zawodowym - rozpoczęłam pracę w start-upie, dodatkowo w pełni zdalnie. Te zmiany spowodowały, że zaczęłam bardziej przyglądać się, w jaki sposób pracuję na co dzień. Z jednej strony po to, by dostosować się do nowych warunków, ale również dlatego, ponieważ uważam, że moment rozpoczynania czegoś nowego to doskonały czas na pokombinowanie ze swoimi metodami pracy.

Rozpoczynając pracę zdalną zauważyłam, że coraz częściej mam problem z tym, by zachowywać motywację do działania przez cały dzień. Dużo łatwiej się dekoncentrowałam, traciłam swój cel z widoku w porównaniu do czasu, gdy pracowałam w biurze, twarzą w twarz z moimi kolegami i koleżankami z pracy. Postanowiłam z tym zawalczyć. W ciągu ostatniego miesiąca testowałam kilka nowych pomysłów na to, by zachowywać w ciągu dnia energię na wysokim poziomie, by nie prokrastynować i posuwać pracę naprzód.

Ustalenie priorytetów na dany dzień

Ostatnio obejrzałam całkiem krótki, ale treściwy kurs produktywności na Skillshare, prowadzony przez założyciela tej platformy. Jedna z porad, której udzielił Michael bardzo mi się spodobała i postanowiłam ją wdrażać do swojego życia. Mówił on o tym, w jaki sposób wyznacza sobie priorytety na dany tydzień. Wyobraża sobie piątek wieczór, kiedy siada sobie po pracy z piwkiem i myśli co fajnego i wartościowego udało mu się w ciągu minionego tygodnia zrobić. Na podstawie tego, stawia sobie 3 cele na dany tydzień, które są priorytetem. Sposób ten pozwala na uniknięcie “bycia zajętym” na rzecz produktywnej pracy. Zajęcia, które nie posuwają nas do przodu, a jedynie tworzą ułudę produktywnej pracy (jak np. odpowiadanie na maile) mają raczej nikłe szanse na znalezienie się na naszej liście priorytetów. Czy patrząc z perspektywy, potraktowalibyśmy dzień odpowiadania na maile jako nasz sukces? Raczej nie.

Zauważyłam, że mam tendencję do robienia rzeczy łatwych, mimo że nie są najważniejsze. Trenuję się i pilnuję, by zaczynać od tych rzeczy, które rzeczywiście zrobią różnicę. Wyznaczam sobie takie priorytety na dzień, jak i na cały tydzień. Cele tygodniowe dzielę dodatkowo na zawodowe i osobiste (po 3 z każdej dziedziny). W ubiegłym tygodniu, jednym z moich personalnych zadań było wyjście na spacer (tak bardzo tego potrzebowałam po prawie 2 tygodniach choroby). Udało się i bardzo się cieszę, że mogłam zrobić coś dla siebie.

Photo by Brooke Cagle on UnsplashPhoto by Brooke Cagle on Unsplash

Czy robię to, co powinnam?

Kolejnym problemem, który u siebie zauważyłam jest to, że harmider i wydarzenia dnia sprawiają, że tracę swój cel sprzed oczu. Bywa tak, że wraz z postępem dnia rozkojarzam się i zaczynam robić coś, co jest łatwe, ale nie jest tym, co jest najważniejsze. Chyba już tak to jest, lubimy sobie ułatwiać, iść po najmniejszej linii oporu, ale niestety zazwyczaj nie jest to to, co przynosi efekty.

Dlatego zaczęłam praktykować przerwy, w trakcie których zatrzymuję się i pytam siebie: “Czy to, co robię, to w danej chwili najlepsza rzecz, jaką mogę zrobić, by posunąć się naprzód w realizacji celów na dany dzień?”. Często okazuje się, że nie. Wtedy zastanawiam się, co mogę zrobić, by rzeczywiście zrobić postęp i bez wyrzutów sumienia, że czegoś nie domknęłam, zmieniam zadanie nad którym pracuję. Pozwala to, znów, nie zatracać się w “byciu zajętym” i nieustannie kwestionować zasadność tego nad czym pracujemy. Ta metoda już kilka razy pozwoliła mi uniknąć zakopania się w czym, co z perspektywy czasu byłoby nic nie warte.

Pomodoro - czyli jak ruszyć z miejsca

Często, gdy mam się zabrać za jakąś pracę, czuję opór. Takie uczucie niewygody, które chciałoby się usunąć poprzez zajęcie się czymś łatwym i niewymagającym. Spojrzeniem na Facebooka, Instagrama czy Twittera. Przejrzeniem poczty. Dla mnie, sposobem na rozprawienie się z tym problemem, stało się Pomodoro. Jest to technika polegająca na naprzemiennej pracy i odpoczynku. W klasycznej wersji po 25-minutowym odcinku skupienia następuje 5-minutowa przerwa. Jednym z celów tej techniki jest ułatwienie nam walki z uczuciem przytłoczenia. Minimalizujemy nasz cel do zaczęcia i pracy przez 25 minut (nad naszym aktualnym priorytetowym zadaniem). I to zazwyczaj wystarcza. Gdy się rozkręcimy i pozbędziemy tego początkowego oporu, praca jest dużo łatwiejsza.

Wiele osób stosuje Pomodoro przez dłuższy czas, np. określając ile takich sesji chcieliby każdego dnia zrealizować. Ja natomiast używam tej techniki tylko po to, by ułatwić sobie rozpoczęcie pracy. Później preferuję robić sobie przerwy wtedy, kiedy potrzebuję.

Regularne przerwy - bez ekranu, ale za to z piłką

No i właśnie. Przerwy. Zaczęłam dbać o to, by robić je regularnie. Gdy pracowałam z domu, moim celem było odejść od komputera i powyginać się trochę na piłce. Rozluźnić plecy, pozwolić krwi napłynąć znów do mózgu. Kilkukrotnie zdarzyło mi się, że odchodziłam od komputera sfrustrowana tym, że nie mogę rozwiązać jakiegoś problemu, a po kilku minutach rozciągania, ćwiczenia stania na rękach (tak, dalej trenuję 💪) wracałam przed ekran i ciach! - nowy pomysł pojawiał się znikąd.

Od momentu gdy zaczęłam pracować w przestrzeni coworkingowej, w czasie przerwy na lunch staram się pooddychać na świeżym powietrzu, złapać trochę słońca (wiosna 🌸) i przejść się. Dzięki temu, gdy startuję pracę w drugiej połowie dnia, mam siłę i energię, by zabrać się za nowe i wymagające zadania. Ważne jest dla mnie też, by się nie przejadać i tym samym wprowadzać w stan poobiedniego uśpienia. Czasem również, gdy mam taką ochotę, wspieram się w tym momencie kawą.

Photo by Jacob Postuma on UnsplashPhoto by Jacob Postuma on Unsplash

Podział na pracę i odpoczynek

Pracując zdalnie z domu, próbowałam różnych sposobów na ustalenie granic między zawodowymi obowiązkami i odpoczynkiem. Odbywało się to … z różnymi skutkami. Najpierw próbowałam nosić “do pracy” ubrania, w których zazwyczaj wychodzę z domu. Totalnie się to nie sprawdziło w moim wypadku. Było mi niewygodnie i nie mogłam się przez to skupić. Następnie pomyślałam, że może sam gest zamknięcia komputera firmowego będzie się wiązać dla mnie z zakończeniem dnia pracy. Niestety nie było to dla mnie wystarczające, by przełączyć się w tryb odpoczynku.

Ostatecznie zadziałały dwie rzeczy: po pierwsze - wynajęłam miejsce w biurze cooworkingowym. Uważam to za jedną z lepszych decyzji ostatniego czasu. Spacer do biura i powrót na nogach do domu pozwalają mi przygotować się do pracy i oczyścić umysł z zadań, gdy wracam. Również fakt, że pracuję w innej przestrzeni niż odpoczywam ma duże znaczenie.

Drugą zmianą, której efektu w ogóle się nie spodziewałam, było rozpoczęcie lekcji tańca. Co tydzień chodzę na zajęcia z lyrical jazz. Wychodzę z nich z głową oczyszczoną z wszelkiego stresu i natrętnych myśli. Nawet masaż nie relaksuje mnie tak dobrze. Dzięki temu, jestem w stanie odprężyć się po pracy, a dobry odpoczynek jednego dnia jest świetnym wstępem do produktywnej pracy dnia kolejnego.

Oto moje obecne metody na utrzymywanie energii i skupienia na wysokim poziomie w ciągu dnia. Uważam, że doskonalenie się w tym temacie i szukanie metod, które odpowiadają NAM jest ultra ważne. Takie metody i triki pozwalają nam pracować lepiej i wydajniej, a nie dłużej.

A gdybyście Wy mieli dodać jeszcze jeden punkt do tej listy, to co by to było? Czekam na wasze sugestie!

Ania

Title photo by Justin Veenema on Unsplash