9 maja. Środa. Jest godzina 9:43. Jak co dzień dołączam do projektowego daily meetingu. Czekamy jeszcze minutkę na resztę zespołu. Maciek dzień wcześniej trafił na mój blog i zagaił rozmowę. Na chwilę temat zszedł na blogowanie. Że fajnie, że ciekawie. Agnieszka również podrzuca to czym zajmuje się w wolnym czasie. Świetne hobby. Szczególnie, że współdzielone z całą rodziną. Mnie przede wszystkim imponuje część związana z podróżami i to, że wszystko relacjonują w internecie. Przyklaskuję i do teraz na bieżąco obserwuję.

Nigdy nie ukrywałem, że jestem pod wrażeniem tego co i jak robi Michał Szafrański, że podglądam również Mirka Burnejko, Maćka Aniserowicza, Mateusza Kupilasa, czy przysłuchuję się kilku podcasterom. Już od dawna nie staram się inspirować ludźmi, którzy są z innej galaktyki (piłkarze, aktorzy, czy inni „celebryci”). Mój mózg nie ogarnia tak odległego zestawienia – ode mnie do nich jest zbyt duża przepaść. Znacznie łatwiej przychodzi mi działanie, kiedy widzę, że to ludziom z „tego samego podwórka” się coś udaje.

Czasami w tym wszystkim jednak zapominam, że inspirujących ludzi można znaleźć jeszcze bliżej niż myślimy. Mogą na przykład siedzieć za biurkiem obok, a my przez długi czas nie będziemy tego świadomi. Co więcej mogą robić bardziej inspirujące rzeczy i dawać większego kopa do działania niż „ci duzi” tam gdzieś daleko. Polecam rozejrzeć się po swojej okolicy. Być może również Ty znajdziesz kogoś, kto nieświadomie będzie motywował Cię do działania.